Strony

20150321

Moje pierwsze hennowanie

Witajcie :)
We wtorek po raz pierwszy hennowałam włosy..No może nie jestem na tyle zdolna, żeby zrobić to sama, ale na mojego ukochanego zawsze mogę liczyć.
Zakupiłam mieszankę Herbal Wine Red na polu henny ;P. Bardzo zależało mi na odcieni czerwieni i bordo, a nie wchodzącym w rudy, jak po czystej hennie.
  • Włosy oczyściłam dwukrotnie szamponem Joanna Naturia z SLS 
  •  Dałam im naturalnie wyschnąć i rozczesałam je. 
  •  Do plastikowej miski wsypałam 1 opakowanie mieszanki, czyli 100g. 
  •  Proszek zalałam letnią wodą i wymieszałam na gładką masę 
  •  Kiedy masa była ciemnobrunatna, czyli po ok. 2 minutach, została nałożona na włosy. 
  •  Głowę owinęłam folią spożywczą, nałożyłam na to czepek oraz czapkę. 
  •  Całość ogrzałam ciepłym strumieniem powietrza z suszarki. 
  •  Po 2 godzinach spłukałam papkę z włosów. 
  •  Pozostawiłam samymi sobie przez 2 dni.
A teraz przejdźmy do zdecydowanie bardziej szczegółowego opisu. Zacznę od tego, że mieszanka była bardzo drobno zmielona, wystarczyło lekko rozmieszać i masa była gładka, bez żadnych grudek. Wielkim plusem jest to, że nie ma ona takiego smrodu jak farba chemiczna, ale powiem Wam, że rozszyfrowałam jej zapach - zupy szczawiowej. No dosłownie identyczny! Ale nie będę się tutaj zajmować samym zapachem. Większość farb powodowała u mnie pieczenie skóry głowy, a tutaj jak wiadomo, nic takiego nie miało miejsca. Po prostu poezja. Jeśli chodzi o spłukiwanie i wrażenia do mycia, tutaj już tak kolorowo nie jest. Sterczałam nad wanną około 20 minut. Odpadały mi już ręce, a nogi wchodziły wiadomo gdzie, nie wspominam o kręgosłupie, kiedy chciałam się wyprostować..Później zdecydowałam się wejść do wanny i siedziałam tam dobre kolejne 20 minut, a woda dalej leciała ciemnopomarańczowa. Chciało mi się już spać, więc stwierdziłam, że nałożę coś na łeb i tak sobie zasnę. Całą noc pachniało mi szczawiową i budziłam się w nerwach, że koszulka(tak, nałożyłam na głowę ciemną koszulkę) zjechała mi z głowy. Niestety tak się stało i uwaliłam poszewkę od poduszki. Mam wielką nadzieję, że to kiedyś zejdzie. Rano wstałam, nie czułam już tej nieszczęsnej szczawiowej, ale włosy były takie sztywne i suche, że o jeju. W życiu takich nie miałam, no może trochę podobnie było z szamponami Sylveco, ale to dawno i nieprawda.



Dwa dni spędziłam chodząc w kitce i wydrapując piasek z głowy, bo mimo bardzo dokładnego spłukiwania nie udało mi się wymyć wszystkiego, bo włosy przy głowie były bardzo splątane i szorstkie. W końcu nadszedł dzień mycia. Jakie to było piękne uczucie. Włosy umyłam szamponem z olejem cedrowym, na to nałożyłam maskę aloesową Natur Vital, a później odżywkę Garnier Ultra Doux z olejem arganowym i kameliowym. Włosy wyschły mi jakoś szybko, a na noc związałam je w jakiegoś koczka nieudacznika. Rano pobiegłam je obejrzeć i muszę Wam powiedzieć, że oprócz końcówek, które były szorstkie, to całe włosy były miękkie, zdecydowanie grubsze i bardzo ładnie błyszczały. W kolejnych postach systematycznie będziecie mogli zobaczyć, jak utrzymuje się kolor na moich włosach, ale mówiąc dzisiaj jestem baardzo zadowolona. Kolor jest przepiękny, a włosy ciągle błyszczą :)



Włosy rano, po wieczornym hennowaniu :)


Dzień drugi.


I zdjęcie z wczoraj, po małej pielęgnacji. Zdjęcie jest lekko prześwietlone, bo wiadomo jakie wczoraj było światło, przez zaćmienie.



3 komentarze:

  1. Jejkuu <3 cudownie wyglądają ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, ze jestes zadowolona, troche sie nameczylas, ale bylo warto:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja farbuję na blond, więc niestety henna nie jest dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń