W ostatnim czasie zmagam się z problemem swędzenia skóry głowy. Tak naprawdę z każdym myciem problem się nasila. Oczywiście moja natura jest taka, że mówię sobie: "Co Ty znowu wymyślasz?", "Jakiegoś uczulenia sobie szukasz?!". Ale jednak. Nie ma co zwlekać. Jakiś czas temu czytałam u Włosynaemigracji o jej uczuleniu na Cocomidopropyl Betaine, czyli betainę kokomidopropylową. Odrzucałam to od siebie, no bo jak? Później zaczęłam coś myśleć, ale stwierdziłam, że po każdym szamponie swędzi mnie skóra głowy, raz bardziej raz mniej. Najgorzej było po Sylveco. Ostatnio napisałam komentarz u Azime i odpisała mi, że powinnam tego środka myjącego unikać, I tak oto powstała moja sobota dla włosów:
- Skórę głowy umyłam żelem pod prysznic Alterra z limonką.
- Włosy umyłam balsamem na łopianowym propolisie Babuszki Agafii.
- Spłukałam i na 10 minut nałożyłam maskę peelingującą Planeta Organica.
- Na końcówki zaaplikowałam odrobinę balsamu z granatem i olejem arganowym Green Pharmacy.
No i jak? Brak swędzenia głowy. Użyłam żelu pod prysznic, ponieważ był jedynym myjadłem w mojej łazience bez betainy kokomidopropylowej. Dodatkowo włosy są miękkie, lekkie, ale nie spuszone. Powiem Wam coś jeszcze, zdjęcie robione w sztucznym świetle, które bardzo dobrze ukazuje rzeczywisty stan moich włosów. Dokładnie widać, gdzie są włosy zdrowe, naturalne, a gdzie cała reszta, która przeżyła dekoloryzację. No cóż, jeszcze naprawdę dużo trzeba ściąć, żeby pozbyć się tej skatowanej części.
Pozdrawiam, Marta :)